17 czerwca
a więc zaczynamy mocniejsze uderzenie w paskudny wirus który nie chce mnie puścić że swoich objęć...jak on tak to ja tak...
trzeba wyplenic dziadostwo...
wizyta u Pani doktor i dodatkowe lekarstewka...
oprócz "tradycyjnych " dodatkowe nawadniające i przeciw wymiotne..
raz wymioty za chwilę biegunka i tak w kółko...
wczoraj było lepiej a dziś w nocy znwou to samo...
walcze jak się da jednak osłabienie organizmu swoje daje...
jestem senny...
dodatkowy upał a raczej duszność nie pomaga...
pozostaje "siedzieć " w domku przy sztucznym wiaterku..
zaczął się łikendzik ale jaki to łikendzik jak humorku brak...
oby jutro było lepiej a wirus wyeksmitowal się z naszego domku najlepiej to w kosmos aby nikogo już wiecej nie zaraził...
kibicowanie wczorajsze zakończyło się w przerwie gdy moje oczyska paczyska odmówiły posłuszeństwa i poszły spać ale widzę to Wy dzielnie kibicowaliscie i są tego efekty...
ja to lubię też grać w piłeczkę tak sobie z pomoca mamci pobrykac i odbijac :) może kiedyś uda się że sam będę kopal piłeczkę i trafiał brameczki...
no a teraz uciekam lekarstwka i jedzonko czeka pa
buziaki w nosalki
a foteczka z dzisiejszego poranka gdy chciałem być baletnica
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz